Logo ASK Soli Deo

Soli Deo

Akademickie Stowarzyszenie Katolickie

Czas to miłość

 
Zdjęcie członków stowarzyszenia (0)
| ASK Soli Deo

"Jakie są dla mnie granice kompromisu?"

20 listopada 2010 |   Szkoła Wyższa Przymierza Rodzin (ul. Grzegorzewskiej 10, wejście od ul. Rosoła) zaprasza na Konwersatorium  pt.: "Jakie są dla mnie granice kompromisu?" które odbędzie się: 20 listopada 2010r. o godz. 11 (Aula Szkoły Wyższej Przymierza Rodzin)

serdecznie zapraszamy, wstęp wolny  

Konwersatorium poprowadzą: ks. Adam Zelga, proboszcz parafii  im. bł. Edmunda Bojanowskiego,  Andrzej Mastalerz, aktor,  Andrzej Filipiak, doradca finansowy, Jerzy Kijowski, profesor w Centrum Fizyki Teoretycznej PAN oraz profesor, nauczyciel akademicki w Katedrze Fizyki UKSW, Krzysztof Haman, emerytowany profesor zwyczajny w Zakładzie Fizyki Atmosfery, IGF UW, członek korespondent PAN.

Jan Paweł II. Nie można iść na kompromis, 10 marca 2002r. (fragment)

Ewangelia opowiada historię "człowieka niewidomego od urodzenia" (J 9, 1). Gdy ujrzał go Jezus, zrobił błoto ze śliny, nałożył je na jego oczy i powiedział: "Idź, obmyj się w sadzawce Siloam - co znaczy: Posłany. On (...) odszedł, obmył się i wrócił, widząc" (por. J 9, 6-7).

Niewidomy od urodzenia to symbol człowieka naznaczonego grzechem, który pragnie poznać prawdę o sobie samym i o swoim przeznaczeniu, ale uniemożliwia mu to wrodzone zło. Jedynie Jezus może go uzdrowić: On jest "światłością świata" (J 9, 5). Zawierzając Jemu, każdy człowiek "ślepy duchowo" od urodzenia może na nowo "ujrzeć światło", to znaczy narodzić się do życia nadprzyrodzonego.

Opowiadając o uzdrowieniu niewidomego, Ewangelia wyraźnie podkreśla też niewiarę faryzeuszy, którzy odmawiają uznania cudu, ponieważ Jezus dokonał go w szabat, łamiąc, w ich przekonaniu, prawo Mojżeszowe. Dochodzi tu do wymownego paradoksu, który Chrystus podsumowuje w następujący sposób: "Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, żeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi" (J 9, 39).

Ten kto spotyka Jezusa, nie może iść na kompromis: albo uznaje potrzebę Jezusa i Jego światła, albo decyduje się żyć bez Niego. W tym ostatnim przypadku już samo wykluczenie Jezusa nie pozwala otworzyć się na autentyczne nawrócenie zarówno temu, kto uznaje się za sprawiedliwego w obliczu Boga, jak i temu, który uważa się za niewierzącego.

Drodzy bracia i siostry, niech nikt nie zamyka swej duszy przed Chrystusem! On tym, którzy Go przyjmują, daje światło wiary, światło zdolne przemienić serca, a w konsekwencji sposób myślenia, sytuacje społeczne, polityczne, ekonomiczne, zdominowane przez grzech. "Wierzę, Panie!" (J 9, 38) - niech każdy z nas będzie gotowy, podobnie jak ów niewidomy od urodzenia, wyznać z pokorą, że chce przylgnąć do Niego.

 

Monika Białkowska. Świętość bez kompromisu (fragment) 26 sierpnia mija sto lat od dnia, gdy przyszła na świat w Skopje. Dziś nie ma chyba na świecie człowieka, który by nie znał jej imienia i nie kojarzył małej postaci w białoniebieskim sari: Matki Teresy z Kalkuty.

Radykalnie

Matka Teresa nie szła na ustępstwa i na kompromisy. Biedni byli najważniejsi, bo do tego właśnie potrzebował jej Jezus.

Kiedy otrzymała Nagrodę Nobla, wszystkie pieniądze przeznaczyła na najuboższych, łącznie z tymi, za które miał być wyprawiony bankiet po uroczystości wręczenia nagrody. Podczas przemówienia, które rozpoczęła znakiem krzyża, powiedziała: "Jeśli usłyszycie, że jakaś kobieta nie chce urodzić swojego dziecka i zamierza je usunąć, starajcie się przekonać ją, aby mi je przyniosła. Ja je będę kochała, widząc w nim znak Bożej miłości".

Kiedy siostry pytały ją, co mają zabrać jadąc do Wenezueli, odpowiadała: serce i ręce. W nocy modliła się przed Najświętszym Sakramentem, a kiedy siostry prosiły ją o zgodę na wydłużenie dnia pracy, zgodziła się, pod warunkiem że o tyle samo wydłużą również czas swojej modlitwy. Sama nieustannie chodziła z różańcem, a kiedy ktoś zapytał ją, ile różańców dziennie odmawia, w odpowiedzi usłyszał: "Ja tylko odmawiam, liczy Matka Boża". Kiedy na przejściu granicznym w Gazie żołnierz zapytał, czy ma przy sobie broń, odpowiedziała, że oczywiście - ma przy sobie modlitewnik. I sama wspominała, jak na początku swojej pracy zachorowała i zaczęła majaczyć w gorączce. Miała wrażenie, że stanęła przed św. Piotrem, który nie chciał jej wpuścić, bo w niebie nie ma slumsów. Ona rozgniewała się wówczas i odpowiedziała Piotrowi: "Dobrze! W takim razie napełnię niebo biedakami i będziecie tu mieć slumsy, a wtedy będziecie musieli mnie przyjąć!". Słowa dotrzymała.